Tyniecki przewodnik po Triduum Sacrum
KILKA MYŚLI NA POCZĄTEK
Nikt nie ma wątpliwości, że tegoroczne Święta Wielkanocne będa zupełnie inne wcześniejsze. Raczej nie jest to powód do radości, bo dla niektórych czas ten jest bardzo trudnym doświadczeniem, ale, ponieważ każdy kij ma dwa końce, warto zobaczyć na ile tegoroczne święta mogą w wyjątkowy sposób ubogacić rodzinne przeżywanie tych dni.
Może dotychczas rodzinne świętowanie ograniczało się głównie do tego, co można określić jako „elementy uboczne”, czy też „obrzędowość świecka”, czyli posprzątanego i ozdobionego domu, uroczyście zastawionego stołu z tradycyjnymi potrawami, mniejszych lub większych prezentów, rodzinnych wizyt oraz słodkiego nic-nie-robienia (co raczej nie odnosi się do zabieganych pań domu) połączonego z wielogodzinnym wpatrywaniem się w migający ekran telewizora lub komputera (tabletu, smarfona itp.).
W poniższym tekście chciałbym zaprosić do wspólnego odkrywania zupełnie innej Wielkanocy. W tym roku – ze względu na dyspensę od obowiązku udziału w świątecznej liturgii – jest to o tyle łatwe, że możemy „całkowicie legalnie” doświadczyć całej głębi świąt, nie wychodząc z własnego domu, co normalnie byłoby niemożliwe. Są jednak dwa bardzo ważny warunek: trzeba bardzo świadomie zrezygnować z postawy widza i zrobić wszystko, by być uczestnikiem, czyli – mówiąc obrazowo – zamienić fotel lub wygodną kanapę na krzesło i na pewno nie zaparzać w tym czasie herbaty, a ponadto zarezerwować na to czas.
Liturgia na odległość
Najpierw warto zastanowić się nad uczestnictwem w wydarzeniach liturgicznych za pośrednictwem mediów: czy jest to faktyczne uczestnictwo, czy też jedynie bierne oglądanie?
Kwestię tę, w sposób bardzo osobisty uświadomiłem sobie, i próbowałem zrozumieć, w czasie pogrzebu papieża Jana Pawła II, gdy z dość sporą grupą ludzi staliśmy przed wielkim telebimem w pobliżu gdańskich krzyży. Mogłem oczywiście oglądać wszystko na plebanii, ale postanowiłem być wtedy razem z innymi. Podczas transmisji naszły mnie myśli, którymi chciałbym się teraz podzielić. Rozumiałem, że ja w tym faktycznie nie uczestniczę, bo jestem za daleko, ale czy ktoś kto znajdował się na parkingu pod Rzymem, jakieś 10 km od miejsca celebracji (gdyż nie wszyscy, którzy pojechali na pogrzeb zostali wpuszczeni do miasta), uczestniczył realnie w tej wyjątkowej Mszy św.? Wydaje się, że nie, bo zasadniczo uznaje się, że uczestniczy ten, kto stanowi część zgromadzenia liturgicznego. Zatem po co niektórzy jechali tysiące kilometrów? Możemy natomiast powiedzieć, że wierny stojący pod Zamkiem Anioła, na samym końcu Via della Conciliazzione, to jest jakieś pół kilometra od Watykanu był jej uczestnikiem, tym bardziej, że mógł wszystko oglądać na wielkim ekranie i nawet więcej widział niż szczęśliwiec znajdujący się na Placu św. Piotra, który w zasięgu wzroku nie miał telebimu, a jedynie morze głów przed sobą. Gdy się nad tym zastanawiałem, uświadomiłem sobie, że kwestii uczestnictwa nie da się tak łatwo określić. Poczułem się wtedy częścią zgromadzenia liturgicznego o zasięgu światowym, które w jednym momencie jednoczyło ludzi we wszystkich zakątkach ziemi. A co z faktycznym udziałem? czy ktoś jest w stanie tę kwestię rozwiązać? Tak, to wie Pan Bóg i nie ma co się dłużej nad tym zastanawiać, bo i tak nie znajdziemy pewnej odpowiedzi. Odtąd też mój stosunek do udziału w liturgii za pośrednictwem mediów zupełnie się zmienił – nie koniecznie jest to tylko bierne oglądanie.
Czy więc można wyciągnąć z tego wniosek, że zamiast chodzenia na niedzielną Mszę świętą wystarczy jej transmisja? Zdecydowanie nie! Nie tyle bowiem chodzi o samą więź z Panem Bogiem, do której nie jest nam potrzebny kościół (mam tu na myśli budynek), ale o to, że „podobało się Bogu uświęcić i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wykluczeniem wszelkiej wzajemnej między nimi więzi, lecz uczynić z nich lud, który by Go poznawał w prawdzie i zbożnie Mu służył” (Konstytucja Dogmatyczna o Kościele Lumen Gentium, n. 9). Do spotkania z Bogiem nie potrzebujemy więc kościoła, lecz Kościoła (czyli ludzi), którego częścią mamy się stać i w tej wspólnocie oddawać cześć Bogu. Czas epidemii pozbawia nas tego, ale z drugiej strony jest to okazja, by mocniej odczuć ten brak i zapragnąć znowu stanąć przed Bogiem wraz z braćmi i siostrami.
Jeszcze kilka myśl w sprawie domowej liturgii „medialnej”. Kościół (budynek), do którego przychodzimy, aby uczestniczyć we Mszy świętej narzuca nam pewien styl bycia. Już wchodząc, podświadomie zmieniamy swoje zachowanie: mówimy ciszej, jesteśmy bardziej powściągliwi w gestach. Pozostając w domu, zachowujemy się zupełnie inaczej. Tutaj naturalne jest zrobienie sobie kawy, czy herbaty, wyciągnięcie z lodówki czegoś do jedzenia itd. Trudno też w wygodnym i przystosowanym do wypoczynku fotelu przyjąć postawę modlitewną. A co z klękaniem i wstawaniem w pewnych momentach liturgii? co z odpowiadaniem na wezwania celebransa? Uczestniczymy, czy oglądamy? Nie będę tutaj przedstawiał żadnych sugestii, czy propozycji, poza jedną. Mówimy przecież o liturgii domowej, a więc sposobie, w jaki domownicy wspólnie sprawują „służbę Bożą”, zatem jej przemyślane zaplanowanie jest ich wspólnym zadaniem. Ważne jest, by działo się to w sposób godny: w skupieniu, bez załatwiania w międzyczasie spraw „niecierpiących zwłoki” no i na pewno nie ze szklanką herbaty pod ręką.
Świętowanie czy zabawa?
Zanim jeszcz przejdziem do przyjrzenia się czekającym nas świętom, zastanówmy się, czym jest samo świętowanie. W zasadzie zapewne kojarzy się nam ono z jakąś formą zabawy i odpoczynku, co oczywiście ma swoje uzasadnienie, jednak nie to jest istotą święta.
Jak można się domyślić termin święto, wywodzi się od przymiotnika święty, który swoje biblijne źródło ma w hebrajskim słowie qadosz, określającym też Boga. W swoim pierwotnym znaczeniu oznacza ono „oddzielenie” – Bóg-Stworzyciel jest całkowicie oddzielony od swojego stworzenia. Nie chodzi o to, że nie ma z nim kontaktu (czy separuje się), ale raczej o to, że jest całkowicie „inny”. Mówiąc zaś o świętości tego co stworzone, przede wszystkim chodzi o to, że święte jest to, co zostaje oddzielone od tego co zwyczajne (świeckie) i przeznaczone wyłącznie na użytek Boga. Można powiedzieć, że najdoskonalszą formą poświęcenia Bogu jest całkowite zniszczenie – ofiara całopalna.
W odniesieniu zaś do czasu, święto – czyli czas święty – to szczególny okres, gdy człowiek odrywa się od swojej codzienności, aby zatrzymać się przy sprawach Bożych. Takim zatrzymaniem jest każda niedziela, będąca nie tyle pamiątką stworzenia (przypomnijmy, że nie jest to – jak błędnie sugerują świeckie kalendarze – ostatni dzień tygodnia, ale przeciwnie, pierwszy), ile raczej zmartwychwstania. Każde zaś święto, ma zwrócić naszą uwagę na jakiś aspekt zbawczego dzieła Boga (czasem jest to wydarzenia, a czasem osoba, która może stać się dla nas wzorem pełnienia woli Bożej).
Można też powiedzieć, że święto to rodzaj wehikułu czasu (lubię to porónanie), który przenosi nas do dni, gdy dane wydarzenia miały miejsce, co widać choćby w słowach Orędzia Paschalnego, gdzie mówiąc o przeżywanej właśnie nocy Kościół zwraca się do Boga stwierdzając, że: „jest to ta sama noc, w której niegdyś ojców naszych, synów Izraela, wywiodłeś z Egiptu i przeprowadziłeś suchą nogą przez Morze Czerwone. Jest to zatem ta noc, która światłem ognistego słupa rozproszyła ciemności grzechu, a teraz ta sama noc uwalnia wszystkich wierzących w Chrystusa na całej ziemi od zepsucia pogańskiego życia i od mroku grzechów” – jakby czas różnych epok zlał się w jedno.
Zwykle tej duchowej refleksji towarzyszy jakiś sposób jej uzewnętrznienia, która zwykle ma radosną formę, bo większość tych zbawczych wydarzeń skłania ku radości, stąd nasze zabawy, prezenty i tym podobne rzeczy. One jednak nie są istotą święta, ale tylko dodatkiem ułatwiającym przeżywanie duchowych treści.
Czasem jednak świętowanie ma mało radosny charakter, czego przykładem jest Wielki Piątek i Sobota, w których to dniach owym dodatkiem jest raczej post i cisza, a nie zabawa. Nie zmienia to jednak faktu, że dni te mają charakter świąteczny.
Wielkanoc świętem wolności
Kolejna kwestia, którą jeszcze warto poruszyć jest „obowiązek”. Zasadniczo sprawy religijne mogą kojarzyć się nam z obowiązkiem. Oczywiście dla wielu osób wszystko, co wiąże się z Panem Bogiem wynika z „potrzeby serca”: dla niektórych w sensie pozytywnym, gdyż żadne zewnętrzne przepisy nie mają znaczenia, bo i bez nich podejmowaliby te działania, dla innych zaś negatywnym, bo i tak ich nie zachowują twierdząc, że tej „potrzeby” nie mają. Jednak wszelkie nakazy i zakazy mają swoje fundamentalne znaczenie wychowawcze, gdyż ich zadaniem jest uformować człowieka w sposób właściwy i… to wszystko. One są formą – uczą zachowań. Potem jest wolność, bo ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli! (Ga 5,1), czyli grzechu. Wolność nie oznacza swawoli, ale zerwanie z grzechem i wybór Boga.
Czasem, gdy Kościół w szczególny sposób świętuje wolność jest okres Zmartwychwstania Pańskiego, a w jego obrębie Święte Triduum Paschalne (dni od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Zmartwychwstania). Te trzy dni to szczyt liturgii całego roku. Jest to czas bezwzględnie najważniejszy. A tymczasem żaden przepis nie nakazuje, by chrześcijanin uczestniczył w tych wydarzeniach. To nie jest obowiązek, ale prawo i przywilej, decyzję o udziale w tej wyjątkowej liturgii podejmuje wolny człowiek.
W tym roku nasza wolność może się jednak wydawać niepełna, gdyż za nas zadecydowano, uniemożliwiając udział w liturgii… Czy rzeczywiście? A może właśnie ta wyjątkowa sytuacja stanie się okazją, by najpierw (jeszcze bardziej) rozbudzić w sobie pragnienie przeżycia tych świętych dni z pomocą liturgii, jaką sprawuje Kościół, a przy tym zagłębić się w jej istotę. Czyniąc to bardzo świadomie .
A co do wolności, to w tym roku wyrazi się ona w tym, że owej niemożliwości przyjścia do kościoła nie stanie się synonimem ograniczenia, ale okazją, by zobaczyć inny sposobu świętowania, w który w sposób świadomy będzie się można zaangażować, z pożytkiem dla siebie i swoich najbliższych, z którymi te dni będzie się przeżywać.
Triduum Paschalne czy Wielkanoc?
Co właściwie mamy na myśli, pisząc o Wielkanocy? Dla niektórych jest to „tradycyjne święcenie koszyczka”, potem niedziela i poniedziałek przy obficie zastawionym stole i wreszcie radośnie wykrzykiwane hasło: „Święta, święta i po świętach”, gdy po tym pozornym odpoczynku można wrócić do swoich zwyczajnych zajęć… i odpocząć, zastanawiając się jednocześnie, po co to wszystko było. Inni natomiast dostrzegają, że ważny jest wymiar duchowy i korzystają z niezwykłego bogactwa, jakie daje liturgia, a zwłaszcza Święte Triduum Paschalne.
Tak właściwie można powiedzieć, że mówienie o Wielkanocy (czyli wyakcentowanie Nocy Zmartwychwstania) prowadzi do tego, że nie zauważa się istoty tych świąt, gdyż jest to jakby skupienie się na samym radosnym zakończeniu, bez dostrzeżenia niezwykle ważnych, pełnych cierpienia wydarzeń, które do niego prowadziły.
Aby w pełni móc zrozumieć, co zdarzyło się w Wielką Noc i w pełni doświadczyć radości spotkania ze Zmartwychwstałym, najpierw trzeba towarzyszyć Mu w tym wszystkim , co miało miejsce wcześniej: trzeba być z Jezusem i Jego uczniami w Wieczerniku, a potem przejść do ogrodu Getsemani, gdzie został On przez jednego z nich zdradzony, następnie rozważać Jego uwięzienie i nie sprawiedliwe osądzenie, które zaowocowało męką i śmiercią krzyżową, z kolei doświadczyć pustki i ciszy grobu, gdy cały świat jakby się zatrzymał w przerażeniu (zdecydowanie tego czasu nie powinno rozpraszać zamieszanie, które zwykle towarzyszy święceniu pokarmów na stół wielkanocny; jakby do dom żałoby wpadli skądś rozbawieni weselnicy, nie rozumiejąc zupełnie, że ich zachowanie jest całkowicie nie na miejscu), aby wreszcie, po zachodzie słońca w sobotni wieczór, w liturgicznych znakach zobaczyć, że On rzeczywiście zmartwychwstał – i jakie to ma znaczenie dla naszego życia. Potem przychodzi czas radosnego świętowania, w czasie którego nie chodzi o to, by siedzieć, jeść i pić, oglądać telewizję, albo spędzać czas na odwiedzinach rodzinnych, ale przede wszystkim świadomie przeżywać to, że „życie przemogło śmierć” a my jesteśmy naprawdę wolni.
Jedno wielkie święto
Zanim przyjrzymy się poszczególnym wydarzeniom, które składają się na to wyjątkowe świętowanie, najpierw zauważmy, że nie są to trzy dni, gdy przychodzi się do kościoła na Msze święte, ale jest to jedna, wielka i niezwykle bogata liturgia, która obejmuje aż trzy dni.
Pragnąc więc we właściwy sposób przeżyć Triduum Paschalne, konieczne jest do pewnego stopnia „przebudowanie” swojego planu dnia, w którym w ramach różnych zajęć zazwyczaj pojawia się też punkt: wizyta w kościele. Teraz należałoby te trzy dni zaznaczyć jako: świętowanie (to jest jakby szkielet) i w to wpleść pewne przerywniki, takie jak: praca, sprzątanie, gotowanie itp. Nie chodzi jednak o to, że planujemy trzy dni spędzić w kościele, ale o to, że od udziału w liturgii będziemy się odrywać do swoich zwykłych (albo niezwyklych), spraw, ale one będą tylko czymś dodatkowym (choć oczywiście zajmą zdecydowaną większość czasu).
Wróćmy jeszcze do wspomnianej wyżej jedności tej liturgii. Ktoś, kto nie jest zbyt dobrze zorientowany, może odnieść wrażenie, że przez trzy dni odbywają się kolejne Msze święte, z mniejszymi lub większymi modyfikacjami. Tymczasem jest zupełnie inaczej.
Pierwszą rzeczą, na którą należy zauważyć, jest fakt, że po znaku krzyża rozpoczynającym Mszę Wieczerzy Pańskiej i po pozdrowieniu, nie usłyszymy ani błogosławieństwa końcowego ani rozesłania („Idźcie w pokoju Chrystusa”) aż do chwili, gdy w Wielką Noc zostanie ono uroczyście wyśpiewane z podwójnym „Alleluja”. Liturgia, która rozpocznie się w Wielki Czwartek trwać będzie aż do Niedzieli Zmartwychwstania (oczywiście ze sporymi przerwami), prowadząc nas przez wszystkie wydarzenia pasyjne (to znaczy związane z męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Pana Jezusa).
Ponadto obrzędy liturgiczne tych dni odbiegają od tego, do czego przywykliśmy i nie jest to z pewnością ciągłe odprawianie Mszy św., choć patrząc bardzo pobieżnie można odnieść przeciwne wrażenie, gdyż natura ludzka bardzo nie lubi zmian i stara się wszystko sprowadzać do tego, co znane i bezpiecznie. Tymczasem już sam czas sprawowania ceremonii wprowadza (albo powinien wprowadzać, gdyż praktyka pokazuje, że zalecenia liturgiczne swoją drogą, a życie swoją) pewne (błogosławione) zamieszanie, mające wytrącić nas z utartych kolein. O ile bowiem liturgia Wielkiego Czwartku może odbywać się o tej samej godzinie, co codzienna Msza św. (czyli zwykle około 1800), to już właściwą porą dla liturgii Wielkiego Piątku jest okolica godziny 1500, gdy Pan Jezus umierał na krzyżu, a Wigilii Paschalnej właściwie nie wolno rozpoczynać przed zachodem słońca. Okazuje się jednak, że wszyscy byliby szczęśliwi, gdyby jednak pozostała idealna godzina 1800, która jest bezpieczna i nie powoduje zamieszania, a tymczasem właśnie o to zamieszanie chodzi.
Oto czynię wszystko nowe
Zanim przejdziemy do bliższego omówienia liturgii poszczególnych dni zwróćmy jeszcze uwagę na to, że święta te mają w pewnym sensie charakter graniczny: pewne rzeczy się kończą i na nowo zaczynają.
Najbardziej widoczne znaki, choć nie każdy zwraca na nie uwagę, to puste kropielnice (w tym roku zostały one już opróżnione i niestety nie zobaczymy w nich zbyt szybko na nowo wody święconej), brak stojącego przez cały rok przy chrzcielnicy paschału oraz puste tabernakulum. Zwykle też w okolicy zakrystii daje się wyczuć zapach jakby przypalonego oleju, gdyż zostaje spalony zeszłoroczny olej chorych oraz Krzyżmo święte. Wszystko to dlatego, bo nastąpi odnowienie tych znaków. Oleje poświęci biskup w czasie Mszy krzyżma (w tym roku jednak będą one musiały trochę poczekać, bo, zgodnie z informacją Stolicy Apostolskiej, ta szczególna Msza św., która, choć zwykle odprawiana jest w wielkoczwartkowy poranek, nie jest istotnym elementem świąt, może zostać odprawiona po ustaniu epidemii i prawdopodobnie będzie miała miejsce we wrześniu), nowo konsekrowane komunikanty trafią do tabernakulum po Mszy Wieczerzy Pańskiej, aby posłużyć jeszcze do udzielania Komunii w Wielki Piątek, a woda święcona i paschał zostaną poświęcone w czasie Wigilii Paschalnej.
Podobno w dawnych wiekach po Mszy św. w Wielki Czwartek ołtarz był rozwalany, aby na nowo odbudować go przed liturgią Wielkiej Nocy. Było to nawiązanie do prawdy o tym, że ołtarz wyobraża samego Jezusa, a zburzenie go obrazować miało Jego śmierć. Obecnie z ołtarza na ten czas zdejmuje się obrusy i świece, aby pokazać, że nie będzie na nim sprawowana Eucharystia.
KU ZMARTWYCHWSTANIU
Niech więc teraz poprowadzi nas Święte Triduum Paschalne ku jego kulminacji, jaką jest Zmartwychwstanie. Spróbujemy wspólnie przyjrzeć się nauce, którą daje Kościół w liturgii tych świętych dni. Śledząc ją zwrócimy też uwagę na pewne elementy domowego świętowania, które mogą duchowe treści uczynić bliższymi.
Wielki Czwartek
Liturgiczna rachuba czasu nieco odbiega od tego, w jaki sposób liczymy go w zwyczajnym życiu. Jak wiemy, świętowanie niedzieli zaczyna się w sobotni wieczór (zwyczajowo jest to godzina 1600) i nawet nie do końca zauważamy to, że Boże Narodzenie wcale nie przypada na 24 grudnia, lecz na dzień następny, tak bardzo w naszej, polskiej tradycji ważna jest ta szczególna Wigilia (tymczasem wigilię, czyli poprzedzające czuwanie ma każda uroczystość). Podobnie w pierwszym dniu Triduum Sacrum rozważamy mękę Pana Jezusa, która, choć miała miejsce w Wielki Piątek, to jednak jej początek sięga wielkoczwartkowego wieczór i wtedy też zaczyna się nasze świętowanie.
Zanim jednak rozpocznie się w kościele pierwszy obrzęd liturgiczny, można rozpocząć święta w rodzinnym gronie. W tynieckim klasztorze istnieje zwyczaj, zgodnie z którym przed wieczorną Mszą św., wszyscy zbierają się na bardzo uroczystym posiłku, który jest naszym domowym nawiązaniem do Ostatniej Wieczerzy. Wyjątkowość spotkania przy stole podkreśla fakt, że pierwszym, usługującym jest wtedy Ojciec Opat, co przypomina słowa Pana Jezusa, który mówił uczniom, że przyszedł, aby służyć (por. Mt 20,28). W katolickim domu święto również można rozpocząć w ten sposób.
Następnie ma miejsce pozornie zwyczajna Msza św., która jednak w tym momencie nabiera szczególnego charakteru. Nosi ona nazwę Mszy Wieczerz Pańskiej. Każda Msza święta uobecnia wydarzenia z Wieczernika, ale odprawiana tego dnia jest ich pamiątką w bardzo wyjątkowy sposób, bo jest odprawiana właśnie tego dnia, gdy to wszystko miało miejsce. Gdy używana jest I Modlitwa Eucharystyczna padają nawet zaskakujące dla uważnego słuchacza słowa, tuż przed Przeistoczeniem: „On to w dzień przed męką za zbawienie nasze i całego świata, TO JEST DZISIAJ, wziął chleb w swoje święte i czcigodne ręce…”.
Drugim momentem liturgii tego dnia, którego nie ma w inne dni roku jest tak zwany obrzęd mandatum. Trzeba w tym miejscu wyjaśnić, że nie chodzi tu o żadną formę kary, ale jego nazwa nawiązuje do słów Pana Jezusa, którego pouczenie skierowane do uczniów brzmi po łacinie: Mandátum nóvum do vóbis: ut diligátis ínvicem (Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali; J 13,34). Obrzęd ten odwzorowuje gest Pana Jezusa, który na początku wieczerzy wykonał to, co, zgodnie z ówczesną tradycją, było zadaniem niewolnika – obmył swoim uczniom stopy. Opis tego wydarzenia jest odczytywany w Ewangelii przewidzianej na tę Mszę św., co może się wydać nieco zaskakujące, gdyż wydawać by się mogło, że właściwszym fragmentem byłby opis ustanowienia Eucharystii. Tymczasem o tym słyszymy w drugim czytaniu z Pierwszego Listu św Pawła do Koryntian (który jest najstarszym przekazem biblijnym na ten temat). Aby to wyjaśnić należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden dość zaskakujący fakty: w Ewangelii według św. Jana, która zwykle jest czytana w bardziej uroczyste dni, wcale nie ma wzmianki o ustanowieniu Eucharystii, a tam gdzie inni Ewangeliści o tym mówią, on pisze o… obmyciu nóg uczniom przez Jezusa. Dlaczego tak jest? Bo według niego znak obmycia nóg ma charakter podobny do Eucharystii – jest jej praktycznym wyrazem.
Podobny charakter – ukazujący społeczny wymiar owoców ofiary Chrystusa – ma zalecona w tej Mszy św. procesja z darami. Zwykle ogranicza się ona do chleba i wina, służących do sprawowania Eucharystii lub też (w czasie większych uroczystości) do różnych innych symbolicznych darów. Tym razem przepisy mówią wyraźnie o „darach przeznaczonych dla ubogich”, aby i oni mogli przeżywać radość Zmartwychwstania.
Ze względu na to, że dzień ten upamiętnia ustanowienie Eucharystii, czyli sakramentu Ciała i Krwi Pańskiej, możliwe jest też udzielenie Komunii św. pod dwiema postaciami. Jeszcze kilka lat temu taka możliwość wymagała każdorazowo zgody biskupa, jednak od jakiego czasu pozwolenie na tak udzielaną Komunię udzielone jest już na stałe.
Dla większości z nas jednak przyjęcie Komunii sakramentalnej będzie niemożliwe. Nie jednak nie stoi na przeszkodzie, aby zjednoczyć się w tym momencie z Jezusem na sposób duchowy. Warto więc przypomnieć, że można to zrobić, gdy wzbudzi się wiarę w realną obecność Chrystusa w Eucharystii, obudzi w sobie miłości skierowaną ku Niemu oraz pragnienie, aby Jezus zechciał duchowo wejść w nasze życie. Pomocna też może być modlitwa, od początku kwietnia odmawiana przez papieża Franciszka, podczas Mszy świętej w kaplicy Domu św. Marty, która w polskim przekładzie brzmi następująco:
„Mój Jezu, wierzę, że jesteś rzeczywiście obecny w Najświętszym Sakramencie ołtarza. Kocham Cię ponad wszystko i pragnę całą moją duszą. Ponieważ nie mogę Cię teraz przyjąć sakramentalnie, przynajmniej duchowo przyjdź do mojego serca. A gdy przyjdziesz, pragnę całkowicie zjednoczyć się z Tobą. Nie pozwól mi też nigdy odejść od Ciebie. Amen”.
Po Komunii św. Najświętszy Sakrament zostaje przeniesiony do kaplicy, gdzie może on być adorowany. Zwyczajowo mówi się o „ciemnicy” przez nawiązanie do więzienia, w jakim znalazł się Pan Jezus po uwięzieniu. Jednak to tradycyjne określenie nie jest najwłaściwsze, gdyż miejsce to raczej powinniśmy kojarzyć z ogrodem Getsemani, niż więzieniem, ponieważ chodzi o trwanie przy cierpiącym Jezusie na modlitwie, zgodnie z jego prośbą, którą skierował do uczniów, aby z Nim czuwali, czego jednak oni nie zrobili. Warto zwrócić uwagę na to, że po zamknięciu tabernakulum kapłan nie wypowiada już żadnych modlitw, ani nie błogosławi ludu, ale cała asysta w ciszy wraca do zakrystii. Ta liturgia się nie zakończyła, a jedynie została przerwana do Wielkiego Piątku.
Tego dnia nie są już przewidziane żadne celebracje, ale warto znaleźć czas na osobistą modlitwę. Chciałoby się zaproponować pójście w tym celu do kościoła, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby we własnym domu zdjąć z półki Pismo święte i odczytać fragment mówiący o Modlitwie Jezusa w Ogrodzie Oliwnym, a potem trwać jeszcze w cichej modlitwie, pozostawiając na boku wszystkie sprawy świata, na które i tak mamy bardzo mały wpływ, o czym możemy się przekonać obserwując stan trwającej epidemii.
Wielki Piątek
Liturgia tego dnia rozpoczyna się dopiero po południu, ale jest ona pamiątką wydarzeń, które dokonywały się od samego rana. Bardzo bowiem wcześnie (a właściwie jeszcze w nocy) odbyć się musiał najpierw żydowski sąd nad Jezusem, potem przesłuchania przed rzymskim namiestnikiem, a wreszcie straszna droga krzyżowa, która zawiodła Zbawiciela na Golgotę, gdzie został On ukrzyżowany, a była godzina trzecia (Mk 15,25), co według naszej rachuby czasu wskazywałoby na okolicę godzin dziewiątej rano, jednak raczej określenie to trzeba rozumieć dużo szerzej – jako przedpołudnie, co nie zmienia faktu, że w ten piątkowy poranek wydarzyło się bardzo wiele strasznych rzeczy. Jeśli już wspominamy o czasie, w jakim dokonywała się krzyżowa Ofiara Jezusa, to należałoby jeszcze wspomnieć czas ciemności, jakie ogarnęły ziemię, gdy konał Zbawicie. Zgodnie z przekazem Ewangelii według św. Mateusza: Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej (27,45), co na naszym zegarze wskazywałoby na przedział od dwunastej w południe do piętnastej, gdyż czas mierzony był od świt, który mógł mieć miejsce mniej więcej o szóstej naszego czasu. Nie kontynuując tego tematu wspomnijmy jeszcze tylko, że pod pojęciem godziny starożytni rozumieli całe sześćdziesiąt minut jej trwania, więc na krzyżu Pan Jezus umarł, według mateuszowego przekazu, między drugą a trzecią po południu.
Według przepisów liturgicznych zawartych w Mszale „Liturgię Męki Pańskiej sprawuje się po południu około godziny piętnastej, jeśli racje duszpasterskie nie przemawiają za późniejszą porą”. W naszych realiach na przesunięcie godziny główny wpływ ma praca zawodowa osób, które chcą w tej liturgii uczestniczyć, więc nie ma sensu zmieniać zwyczaju sprawowania jej mniej więcej w porze wieczornej Mszy świętej, jednak dobrze by było, aby jednak liturgia ta została przeniesiona bliżej czasu, gdy miały miejsce wydarzenia, które ona upamiętnia.
Zanim przejdziemy do sprawowanych tego dnia w kościele ceremonii zwróćmy najpierw uwagę na to, jak człowiek wierzący dzień ten przeżywa. W zasadzie jest to dzień powszechny, w odróżnieniu od krajów protestanckich, w których uważa się go za szczególne święto, więc jest wolny od pracy. Jednak w świętowaniu nie jest wcale najważniejszy brak zajęć zawodowych, ale raczej świadome przeżycie duchowych treści, jakie on niesie, czemu różne obowiązki wcale nie muszą przeszkadzać. Prawdzią przeszkodą będa natomiast różne „zabijacze czasu”, które nasze myśli zalewają masą do niczego niepotrzebnych treści. Tradycja Kościoła przychodzi nam jednak z pomocą w poważnym podjęciu tego wyzwania poprzez post ścisły, który obowiązuje wszystkich wierzących między 18 a 60 rokiem życia. Polega zaś on na tym, że, poza całkowitym powstrzymaniem się od pokarmów mięsnych, jak to ma miejsce w każdy piątek roku (a obowiązuje osoby, które ukończyły 14 rok życia), należy ograniczyć ilość spożywanych potraw w ten sposób, że zjeść można tylko trzy posiłki, z czego najwyżej jeden do syta. Dobrze jest też, by zwrócić uwagę na ducha, czyli istotę postu, a nie tylko jego zewnętrzny wymiar. Post bowiem nie tyle ma służyć umartwieniu, ale raczej prowadzić do wolności, a także dać okazję do przyjścia z pomocą bliźnim. Ten ostatni aspekt nieco się obecnie zagubił, bo mięso jest niejednokrotnie tańsze niż ryby, czy inne tzw. postne potrawy, ale kiedyś było odwrotnie, więc rezygnując z różnych wędlin, zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można było przekazać ubogim. Dziś też można to zrobić, gdy na stole nie pojawią się wykwintne sery i ryby, ale na przykład trochę chleba z dżemem. Wróćmy teraz do liturgii.
Tego dnia w kościołach nie sprawuje się Mszy świętej, ale specjalną Liturgię na Cześć Męki Pańskiej, a Komunii św. udziela się z tego, co zostało zakonsekrowane w czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej w poprzedzający wieczór. Ta praktyka ma swoje uzasadnienie praktyczne, gdyż nie ma innej okazji, aby przygotować komunikanty na ten dzień, ale o wiele ważniejsze jest znaczenie symboliczne, gdyż jest to wyraźny znak więzi między liturgią tych dni.
Początek wielkopiątkowej celebracji jest bardzo poruszający, gdyż tylko w ten jeden dzień celebrans, doszedłszy do ołtarza, pada przed nim na twarz, wykonując najgłębszy z możliwych gest czci, bowiem ten obnażony (pozbawiony obrusów) ołtarz symbolizuje samego Chrystusa. Następnie przechodzi na miejsce przewodniczenia i rozpoczyna modlitwę, opuszczając pozdrowienie zgromadzonych wiernych. Dlaczego ich nie wita? Bo przecież to nie jest nowe spotkanie. Wszyscy „tylko na chwilę” rozeszli się do swoich domów po wielkoczwartkowej liturgii, aby dalej uczestniczyć w świętych obrzędach.
Pisząc te słowa, zdaję sobie nagle sprawę, że jednak nie do końca tak to będzie wyglądało, gdyż tych zgromadzonych uczestników nie będzie w kościele, ale w swoich domach będą jednoczyli się z dziejącą się w kościele liturgią. Zatem w pewnym sensie te obrzędy nie będą się odbywały jedynie w niewielkiej przestrzeni tynieckiego kościoła, czy też innych kościołów parafialnych, ale rozleją się po wszystkich ulicach Tyńca, Krakowa, Polski i świata, gdzie wierzący będą w „kościołach domowych” je przeżywać. A że nie wszyscy oglądać będą tyniecką transmisję, więc zacznie tworzyć się jakby przenikająca się sieć, obejmująca swoimi większymi lub mniejszymi oczkami całą ziemię. Pod warunkiem, że staniemy się jej świadomymi i aktywnymi elementami.
Wróćmy jednak do liturgii tego dnia, która choć nie jest Mszą św., to jednak w swojej strukturze bardzo ją przypomina, gdyż wszystkie celebracje mają dość zbliżoną budowę: po rozpoczęciu (którego w tym przypadku nie ma) następują czytania, potem liturgia danego sakramentu lub związana ze sprawowanym obrzędem, następnie Komunia św. i zakończenie (które również w tym wypadku nie będzie miało miejsca).
Cała więc liturgia wielkopiątkowa rozpoczyna się od słuchania słowa Bożego, które poza dwoma czytaniami zawiera, podobnie jak w Niedzielę Palmową, czytany z podziałem na role, opis Męki Pańskiej. Tego dnia zawsze jest to przekaz św. Jana, który nie tylko różni się nieco od pozostałych, ale również oparty jest na zupełnie innym założeniu. Ewangelista ten nie tyle chce nam pokazać cierpienie, jakiego doznał Pan Jezus dla naszego zbawienia, ale ukazuje Jego wywyższenie – Zbawiciel wstępuje na krzyż, jako król, odnoszący jednocześne zwycięstwo nad złem, śmiercią i szatanem. W całym opisie, poczynając od pojmana w Getsemani, można znaleźć wiele drobnych sygnałów tego dość szczególnego spojrzenia: na głos Jezusa, ci którzy przyszli go pojmać upadli na ziemię (18,6); Piłatowi mówi Tak, jestem królem (18,37), co Namiestnik w dalszym dialogu z Żydami wielokrotnie podkreśla (19,14); próbujący drwić z Niego żołnierze w rzeczywistości przyoblekają Go w królewskie szaty (19,5); i wreszcie do samego końca, aż po ostatnie Wykonało się (19,11), to On panuje nad dziejącymi się wydarzeniami.
Po liturgii słowa następuje jak zwykle modlitwa powszechna, która jednak tego dnia ma niezwykle uroczystą formę. Nawet w okresie, gdy modlitwa ta zniknęła z codziennej liturgii (w rycie przedsoborowym), w Wielki Piątek zawsze była obecna. W formie podstawowej składa się aż z dziesięciu wezwań (normalnie wezwań jest najwyżej sześć), z których każde podzielone jest na dwie części, z których pierwszą – zawierającą treść intencji – śpiewa diakon (lub sam celebrans, ale wtedy bardzo trudno jest zauważyć poszczególne wezwania i zlewają się one w nużącą i zdecydowanie za długą litanię), a drugą – będącą właściwą modlitwą – celebrans. Warta uwagi jest też kolejność tych wezwań, które wychodząc od modlitwy za cały Kościół, z uwzględnieniem tworzących go stanów, następnie obejmują chrześcijan, później ludzi inaczej wierzących w Boga i z kolei niewierzących, aby na koniec wspomnieć o rządzących i znajdujących się w różnych trudnościach. W tym roku jako przedostatnie usłyszymy też wezwanie odnoszące się do sytuacji, jaka nas spotkała, w którym będziemy się modlić „za całą ludzkość, cierpiącą w wyniku szerzącej się epidemii, za wszystkich bezradnych i zagubionych, za chorych i za tych, którzy ofiarnie niosą im pomoc oraz za zmarłych”.
Drugą część liturgii tego dnia stanowi adoracja Krzyża. Warto zwrócić uwagę, że w Wielki Czwartek bardzo mocno wyakcentowane zostało – szczególnie w obrzędzie mandatum i procesji z darami – przykazanie miłości, które co prawda nie zastąpiło Eucharystii, ale – jak zwróciliśmy na to uwagę, mówiąc o wadze obmycia nóg w Ewangelii według św. Jana – zostało bardzo blisko przy niej umieszczone. Natomiast w Wielki Piątek adoracja Krzyża została umieszczony w miejsce liturgii eucharystycznej, a poza ten zbawczy Znak otoczony ma być podobnym kultem jak Eucharystia: aż do Wigilii Paschalnej przepisy nakazują, by przed Krzyżem klękać tak jak przed Najświętszym Sakramentem.
Najpierw Krzyż zostaje ukazany, co według przepisów zawartych w Mszale może przybierać dwie formy. Zwykle, po procesyjnym przyniesieniu go do ołtarza, celebrans w trzech etapach zdejmuje z ramion Krzyża zasłonę, która przez minione dwa tygodnie go zasłaniała. Jednak istnieje też drugi, bardzo piękny sposób ukazania tego znaku zbawienia, zgodnie z który już wcześniej odsłonięty Krzyż zostaje wniesiony do świątyni w ten sposób, że zostaje przy wejściu, na środku oraz przy ołtarzu podniesiony wysoko w górę, której to czynności towarzyszy śpiew „Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata. Pójdźmy z pokłonem”.
W tym miejscu pozwolę sobie na osobistą refleksję. Przed dwudziestu laty, gdy przygotowywałem liturgię Triduum Sacrum w jednej z sopockich parafii, zostało ustalone, że posłużymy się drugą formą ukazania Krzyża. Trzeba przy tym dodać, że ten, który miał być użyty w liturgii był bardzo ciężki, dębowy, mierzący ponad metr wysokości, a przy tym ustawiony na dość sporej, również dębowej, podstawie, tak że całość nieść musiały cztery osoby, i to z niemałym trudem, trzymając za dwa wystające po bokach drążki. Wyraźnie powiedziałem tym, którzy nieśli Krzyż, że, gdy będą go trzykrotnie podnosili, powinni na czas śpiewu i przyklękania wiernych oprzeć sobie drążki na ramionach, aby tę dłuższą chwilę wytrwać w bezruchu. Okazało się jednak, że młodzieńcy nie posłuchali księdza i gdy rozległ się śpiew „Oto drzewo Krzyżą…”, oni podnieśli ten niezwykle ciężki Krzyż wysoko nad swoje głowy i, choć było widać, że przychodzi im to z wielkim trudem, trzymali tak wywyższony aż do końca śpiewu. Nie wiem, czy zdawali oni sobie sprawę, jak wielkie wrażenie zrobił ten ich, pozornie niewielki gest, na uczestnikach tej liturgii. We mnie do dziś budzi wzruszenie. To był prawdziwy znak zwycięstwa.
Po trzykrotnym ukazaniu Krzyża rozpoczyna się jego adoracja. Tradycyjnym znakiem czci jest ucałowanie w postawie klęczącej, co w tym roku z pewnością nie będzie miało miejsca, ale w samych przepisach liturgicznych zaproponowany jest sposób w jaki wszyscy, bez podchodzenia, mogą oddać cześć krzyżowi: „kapłan bierze go, staje pośrodku przed ołtarzem i w krótkich słowach zachęca zgromadzonych do adoracji, a następnie podnosi Krzyż i tak go trzyma przez pewien czas, wierni zaś oddają wtedy część Krzyżowi w milczeniu”.
Gdy były pisane te słowa nie została jeszcze określona dopuszczalna forma adoracji, choć już pojawiła się zachęta, by stworzyć okazję do tej adoracji po ustaniu epidemii – co daj Panie Boże – 14 września, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Jednak, ze względu na to, że w zdecydowanej większości będziemy te wydarzenia przeżywali w domach rodzinnych, nic nie stoi na przeszkodzie, aby na honorowym miejscu ustawić ten Krzyż, który towarzyszy nam w naszej codzienności i we właściwej chwili oddać mu cześć w sposób tradycyjny, a może nawet, zgodnie z przepisami przyklękać przed nim aż od sobotniego wieczoru.
Po opisanej wyżej liturgii, tak jak we Mszy świętej, następuje Komunia św., w czasie której, jak wcześniej wspomnieliśmy, rozdzielane jest Ciało Chrystusa, konsekrowane poprzedniego wieczoru w czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej.
W zasadzie celebracja na tym się kończy, jednak zgodnie z polską tradycją liturgiczną czeka nas jeszcze przeniesienie monstrancji z Najświętszym Sakramentem do tak zwanego „Grobu Pańskiego”, gdzie pozostaje on aż do następnego wieczoru. Chociaż na przestrzeni minionych wieków „Groby” te stawały się okazją do wyrażania przywiązania do Ojczyzny i wiary, to jednak przede wszystkim powinno to być miejsce adoracji Sakramentu będącego „Pamiątką Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa”, a nie podziwiania pomysłu twórców dekoracji grobowych, czy też smutnego wpatrywania się w wyobrażenie martwego ciała Pana Jezusa. Z tego też powodu w naszej tynieckiej świątyni elementy „Grobu” ograniczone są do zupełnego minimum, aby cała uwaga wiernych mogła się skupić na Najświętszym Sakramencie.
Także po zakończeniu tej części liturgii Triduum Paschalnego nie jest przewidziane ani błogosławieństwo, ani rozesłanie wiernych. Po odmówieniu krótkiej modlitwy, w której celebrans prosi Pana Jezusa: „podźwignij nas z grobu grzechów” oraz chwili adoracji, cała asysta wraca do zakrystii, a wierni do swoich zajęć (do domów nie będzie trzeba wracać, bo już w nich będziemy).
Cóż jednak oznacza powrót do zajęć? Ponieważ jest to już wieczór, więc raczej nie będą to obowiązki zawodowe, ale może trzeba jeszcze coś zrobić w ramach świątecznych przygotowań (zwróćmy uwagę, że nie są to przygotowania przedświąteczne – bo święta już trwają – ale raczej świąteczne). Jeśli jednak nic z tego typu działań nas nie czeka,to co robić? Pierwszym odruchem może być przełączenie programu (choć zapewne, jeśli oglądamy liturgię w telewizji, to nie trzeba będzie niczego przełączać, gdyż kolejny program sam się pojawi) lub znalezienie w komputerze jakich ciekawych rzeczy. A może warto było by spróbować pozwolić tym treściom, które, przez czas duchowego udziału, wpadły do serca, w jakiś sposób w nim się zakorzenić, nie zasypując ich zaraz górą chwastów informacji i wirtualnych przeżyć.
Wielka Sobota
Nie zostajemy pozostawia bez pomysłu na przeżycie godzin, które dzielą nas od najważniejszej części liturgii, jaką będzie miała miejsce w czasie Wigilii Paschalnej, czyli wielkanocnego czuwania po sobotnim zachodzie słońca. Przez te dwadzieścia cztery godziny „Kościół trwa przy Grobie Pańskim, rozważając Mękę i Śmierć Chrystusa”. Nie chodzi tu o fizyczne klęczenie w świątyni (a w tym roku w domu), ale raczej o duchowe wyciszenie. Najpiękniej chyba mówi o tym Starożytna homilia na Świętą i Wielką Sobotę, którą tego dnia czyta się w czasie modlitwy brewiarzowej: „Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele…”.
My wielkosobotnie przedpołudnie kojarzymy prawdopodobnie ze święconką, która sprawia, że kościoły – smutne to, ale prawdziwe – napełniają się gwarem osób, czasem tylko tego dnia przychodzących do świątyni i uważających, że jest to najistotniejszy element wielkanocnego świętowania w wymiarze religijnym. Szczęśliwie w Tyńcu ten wielce hałaśliwy obrzęd przeniesiony został do krużganka, w związku z czym kościół stał się miejscem, w którym można trwać na cichej modlitwie, co jest właściwym zajęciem w tym szczególnym dniu.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że w kościele nic się nie dzieje, gdyż liturgia cały czas jest sprawowana. Choć nie ma Mszy świętej, to jednak trwa modlitwa brewiarzowa zwana Liturgią Godzin, w którą w Tyńcu można się włączyć codziennie. W tych dniach jest to niestety możliwe jedynie wirtualnie, ale może warto w ten sposób, aby w przyszłych latach, robić to, siedząc w kościelnej ławce. Naprawdę bardzo niewiele jest miejsc w Polsce, gdzie ta starożytna modlitwa psalmami jest tak blisko, niemal na wyciągnięcie ręki… tylko tak mało jest tych, którzy chcieliby ją wyciągnąć.
Wielka Sobota w zasadzie jest dniem ciszy i można odnieść wrażenie, że nic się tego dnia nie dzieje, jednak w rzeczywistości jest to dzień bardzo napięty, jednak nie tyle w działaniu, ile raczej w oczekiwaniu. Cały wyrywa się ku wieczorowi, aby po zachodzie słońca przejść w najwspanialszą liturgię ku czci Słońca, nie znającego zachodu, Jezusa Chrystusa.
Wigilia Paschalna
Chociaż Msza Wigilii Paschalnej, według współczesnej miary czasu rozpoczyna się w sobotni wieczór, to nieporozumieniem jest kojarzenie jej z Wielką Sobotą – ona zdecydowanie i w całości należy do Niedzieli Zmartwychwstania, a właściwie do Wielkiej Nocy, dlatego istnieje wymóg, zgodnie z którym nie może się ona rozpocząć przed zachodem słońca, a powinna się skończyć przed wschodem następnego dnia.
W zasadzie można powiedzieć, że jest to bardzo rozbudowana Msza św., ale takie stwierdzenie byłoby bardzo dużym uproszczeniem, a nawet wypaczeniem istoty tej celebracji. Przede wszystkim jest to bowiem wigilia, czyli nocne czuwanie, w czasie którego w czterech wielkich znakach wierzący starają się przeżyć tajemnicę Zmartwychwstania Pańskiego.
Znak pierwszy – ogień
Pierwszym znakiem jest płonąca świeca (paschał), do której rozpalenia przygotowuje się dość spore ognisko, które powinno faktycznie rozświetlać ciemności. Ogień ten zostaje poświęcony, a następnie od niego zapala się tę potężną świecę oraz węgielki kadzidła. Następnie zostaje ona wniesiona do pogrążonego w zupełnych ciemnościach kościoła, który powoli zaczyna się rozjaśniać najpierw jej blaskiem, a następnie płomykami świec wszystkich uczestników – każdy ma więc swój mały wkład w ten potężniejący blask. W dawnych wiekach zasadniczo to rozjaśnianie musiało się na tym kończyć, ale dziś technika pozwala znak światła doprowadzić do granic możliwości, gdy bowiem zostaną zapalone wszystkie światła w kościele, to nikt nie może mieć wątpliwości, że mrok został pokonany.
Niestety w tym roku znak ten będzie dużo mniej spektakularny, przez brak wiernych, trzymających w swyc rękach świece.
Po umieszczeniu paschału na ustawionym przed ołtarzem świeczniku rozpoczyna się śpiew jednego z najpiękniejszych hymnów, określanego jako „Orędzie paschalne”, w którym diakon wychwala tę wspaniałą „woskową kolumnę”, „owoc pracy pszczelego roju” – znak Zmartwychwstałego Pana, który, tak jak światło pokonało mrok, zwyciężył śmierć i grzech.
Znak drugi – słowo
Drugim znakiem, w którym ukazana jest tajemnica Wielkie Nocy są teksty Pisma świętego. Jednak „stół słowa” zostaje o wiele obficiej zastawiony, niż w inne, nawet najbardziej uroczyste dni: na tę noc przygotowanych jest w sumie aż dziewięć czytań. Najpierw odczytuje się siedem czytań ze Starego Testamentu, oczywiście uzupełnionych następującymi po nich psalmami, a także (czego w innych dniach nie praktykuje się) dostosowanymi do nich modlitwami, odmawianymi przez celebransa.
Po nich uroczyście intonowany jest hymn „Chwała na wysokości Bogu”, któremu znowu towarzyszom organy, milczące od zakończenia tego samego śpiewu podczas wielkoczwartkowych obrzędów. W tym czasie na ołtarzach zostają zapalone świece. W ten sposób następuje przejście od Starego do Nowego Przymierza. Następnie jeszcze czytanie z Listu św. Pawła do Rzymian i po czterdziestodniowej przerwie rozlega się radosne Alleluja, zaintonowane przez celebransa i podjęte przez wiernych, zapowiadające proklamowanie Ewangelii o Zmartwychwstaniu Pańskim.
Znak trzeci – woda
Zasadniczo po liturgii słowa przewidziana jest liturgia chrzcielna, w czasie której katechumen zostaje przez Chrystusa wyrwany ze śmierci grzechu i zaproszony do życia w łasce. Właśnie ta noc jest najwłaściwszym momentem na wprowadzenie do Kościoła nowych wyznawców. Jednak niezwykle rzadko zdarza się, by w czasie tej Wigilii udzielano chrztu, bo też niewielu jest takich dorosłych, którzy, poznawszy wiarę, chcieliby przez ten sakrament zjednoczyć się z Chrystusem.
A może trzeba tę kwestię postawić inaczej: mało jest autentycznych świadków wiary, którzy swoją postawą pociągnęli by ich. I nie ma sensu rozglądanie się wokół siebie, trzeba spojrzeć w lustro (dotyczy to również księży). Ta część liturgii również do tego nas mobilizuje, gdyż po Litanii do Wszystkich Świętych oraz błogosławieństwie wody chrzcielnej, następuje odnowienie naszych przyrzeczeń chrzcielnych. Jest to jakby podsumowanie czasu Wielkiego Postu, który miał być dla wierzących czasem odnowy i powstania z grzechów, a był…
Znak czwarty – Eucharystia
Ostatnim znakiem Zmartwychwstania jest Eucharystia, która towarzyszy naszej cotygodniowej pamiątce wydarzeń paschalnych, jaką jest niedziela. Tutaj wszystko przebiega w dobrze znany sposób, poza tym, że celebruje się ją jak najuroczyściej.
Teraz wreszcie, po modlitwie pokomunijnej nadchodzi czas na błogosławieństwo i uroczyste rozesłanie wiernych, które kończy nie tylko tę nocną liturgię ale całe świętowanie Triduum Paschalnego.
Procesja rezurekcyjna
Nam jednak nie będzie dane usłyszeć tego uroczystego rozesłania, ponieważ pozostała jeszcze procesja rezurekcyjna, w której chcemy zanieść radość zmartwychwstania do świata, a także do tych, którzy na tynieckim cmentarzu oczekują na chwilę powstania do prawdziwego życia. Im to późną nocą idziemy wyśpiewywać, że Pan prawdziwie zmartwychwstał. W tym roku niestety procesja nie wyjdzie nie wyjdzie na zewnątrz, ale, tak jak to przez wieki praktykowano, przejdzie klasztornym krużgankiem, głosząc wielkanocne orędzie.
Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego
W zasadzie obrzęd świąteczne kończą się późną nocą, ale, jak zauważyliśmy, nie wybrzmiało radosne Alleluja po świątecznym błogosławieństwie i rozesłaniu. Formalnie nie ma też obowiązku udziału w niedzielnej Mszy świętej z uwagi na obowiązującą dyspensę. Jednak, czy nie byłoby dobrze w tę najważniejszą niedzielę w roku znaleźć czas na udział (duchowy, ale realny) we Mszy św, która jeszcze pełniej pozwoli nam przeżyć tajemnicę Zmartwychwstania? A wtedy Alleluja na pewno usłyszymy.
Oczywiście nie można zapomnieć o pięknej tradycji wielkanocnego śniadania, które gromadzi u początku dnia rodzinę przy świątecznym stole. W tym roku paradoksalnie to spotkanie może nabrać jeszcze bardziej uroczystego wymiaru, gdyż zamiast prostego gestu wyjęcia poświęconych pokarmów z koszyka, będzie okazja do uczestnictwa w pięknej liturgii domowej, w czasie której ojciec rodziny, albo inna osoba szczególnie w domu godna szacunku, dokona poświęcenia przygotowanych potraw – i to nie wybranych, ale wszystkich.
RODZINNE ŚWIĘTOWANIE
Zadaniem tego opracowanie było ukazanie wydarzeń, przez jakie przechodzimy w czasie świąt Wielkanocnych i właściwie cel został osiągnięty. Ktoś może jednak zauważyć, że dotarliśmy dopiero do niedzielnego poranka, a co z resztą czasu?
Przede wszystkim przypomnijmy, że zupełnym nieporozumieniem jest twierdzenie, iż świątecznymi dniami są niedziela i poniedziałek. One bowiem są raczej powolnym wychodzeniem ze świątecznego nastroju i czasem, gdy owocami świętowania możemy się dzielić z innymi. W tym roku w niewielkim stopniu zapewne będziemy mieli kontakt z dalszą rodziną, czy znajomymi, ale za to jest szansa na pogłębienie więzi z najbliższymi. Jednak może się okazać, że wcale nie jest to łatwe, choć z drugie strony, będzie to może okazja, by zobaczyć, na ile wielkopostna praca przyniosła owoce.
Poza tym zauważmy, że Niedziela Wielkanocna trwa bardzo długo, gdyż w tym roku skończy się dopiero 19 kwietnia, czyli po ośmiu dniach, ponieważ największe uroczystości mają swoje oktawy, czyli dni, na które świętowanie się przedłuża. W tym czasie będziemy mieli jedno wielkie święto i warto zauważyć, że nawet piątek będzie świętem – tego dnia nie obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych (dla tynieckich mnichów tej „niepostności” jest jeszcze więcej, bo normalnie mięsa nie ma u nas również w środy i soboty).
NA ZAKOŃCZENIE
Czy może mieć ktoś jeszcze wątpliwości, że czeka nas naprawdę wyjątkowy czas święta? Co prawda dni te będą bardzo mocno odbiegać od świąt znanych nam z lat ubiegłych, ale nie twierdźmy, że będą one gorsze. One na pewno będa inne. I nad dobrym przeżyciem tej inności warto się nastawić, aby nie stracić tego dobra, które wraz z nimi Pan Bóg nam ofiaruje.
(o. Andrzej OSB)